W drodze z bogami
Indie jadą. Czym się da. Przez pustynie, lasy namorzynowe, himalajskie przełęcze i miejskie molochy. Za grosze, na podłodze, dachu, w przejściu. W interesach, na targ, ślub, do szpitala. Nie dla przyjemności, bo turystyka jest tu zjawiskiem elitarnym, za to podróżowanie – powszechnym
Po mieście można zwinną rikszą. Jeśli rowerową, to z widokiem na plecy rikszarza, którego ciało przypomina wysuszony zwitek mięśni. Rikszarz, żeby w ogóle ruszyć z miejsca, naciska na pedały całym ciężarem, rozpędza pojazd, kiwając się na boki, a potem robi wszystko, by pokonać trasę bez stawania, w ten sposób oszczędza siły. Ławeczka dla pasażerów – zawsze zbyt wąska dla dwojga, boczne listwy wbijają się w biodra, stemplując je siniakami – każe mocno przyciskać stopy do blaszanej podłogi i bez przerwy balansować, bo jazda to slalom z wybojami.
Wygodniej jest w autorikszy, tym zadziwiająco sprytnym pudełku na trzech kołach. Wszędzie się wciśnie – między ciężarówkę a leżącą na jezdni krowę, między autobus a cuchnący rynsztok. Nie ma nic przyjemniejszego, niż mknąć przez miasto w towarzystwie bollywoodzkich bóstw zdobiących wnętrze pojazdu oraz gościnnego kierowcy, który pyta: – Który kraj, madame? Pierwszy raz w Indiach? Podoba się?
Wiatr wpada z lewej i z prawej, upał znika. A w porze deszczowej wystarczy opuścić brezentowe firanki i przywiązać je sznurkiem do poręczy.
Dłuższe miejskie trasy lepiej pokonywać autobusem. Jeżeli się do niego wskoczy. Ruchem kieruje konduktor. Uderzenie dłonią w blaszany bok wozu to znak dla kierowcy, żeby hamował. Dwa uderzenia: znów można jechać. Konduktor, zawsze filigranowy, w przepoconej koszuli i gumowych klapkach,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta