Niespotykanie łagodni wikingowie
Bohaterami zbiorowej wyobraźni są tu nadal twardzi polarnicy, Nansen i Amundsen. Ale ulubionym daniem mieszkańców Oslo stała się, poza tradycyjnym śledziem, pizza
W lecie Oslo, jak miasta europejskiego Południa, zasypia dopiero po północy. Kawiarniane ogródki przy głównej ulicy Karl Johanns Gate, restauracje w portowej dzielnicy handlu i rozrywek Aker Brygge i piwiarnie na zakotwiczonych przy brzegu fiordu wiekowych promach oblega ruchliwy tłum wielojęzycznych gości. Nawet gdy skończą się już białe noce – w czerwcu i lipcu ciemności zapadają tu tylko na dwie, trzy godziny – i na podmiejskich wzgórzach Hollmenkolen pojawi się pierwszy śnieg, mieszkańcy Oslo nie porzucają swych niedawno nabytych śródziemnomorskich tradycji. Pod parasolami chroniącymi ich przed jesiennymi szarugami znad Morza Północnego, owinięci w koce, trwają w ulicznych ogródkach, popijając piekielnie tu drogie wina z francuskich i włoskich piwnic. Ulubioną, prawie narodową potrawą, stała się w Norwegii pizza.
Wcześniej, jeszcze przed trzydziestu laty, bogobojna Christiania – tak Oslo nazywało się za czasów duńskiego panowania – spędzała wieczory w domach, chroniąc się za grubymi zasłonami przed grzesznym światem. Zresztą dla wielu Norwegów starszego pokolenia mieszkających na prowincji – a sporo z nich nie rusza się z zasady poza granice gminy, w której się urodzili – półmilionowe Oslo to siedlisko zagranicznego zła, pełne zasadzek czyhających na prostego, uczciwego człowieka.
Widmo drakkarów straszy Europę ...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta