To idzie młodość, ale dokąd?
Uczelnie, które kształcą polskich projektantów, pękają w szwach, jednak popytu na unikatowe kolekcje – brak
W maju 2008 r. dwie młode projektantki Natalia Roefler i Anna Leoniec, świeżo po studiach w Londynie, zorganizowały w Warszawie swój pierwszy pokaz mody. Kolekcja była świetna. Naturalne materiały, pomysłowe konstrukcje, rzeczy do noszenia cały dzień, nie tylko wieczorowe. Widać było talent i dobrze opanowane rzemiosło. Natalia i Anna otworzyły własne studio projektowe i własny sklep Oneeighty (to nazwa duetu) w centrum Warszawy, gdzie oprócz ubrań były najmodniejsze dżinsy i buty.
Dokładnie dwa lata później odwiedziłam projektantki. Zamiast ich własnych kreacji w sklepie są tuniki po 150 zł, dżinsy, balerinki po 90 zł. Jednostkowe, starannie uszyte ubrania nie znalazły tylu klientek, ile pozwoliłoby opłacić krawcowe, tkaniny, czynsz za pracownię i sklep. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała marzenia.
– Obcięłyśmy ceny o jedno zero – mówią Natalia i Anna. – Naszą kolekcję musiałyśmy wyprzedać częściowo po kosztach, teraz w butiku mamy tańsze rzeczy. Uczymy się Excela, żeby opanować księgowość. Do interesu nie dokładamy, ale teraz wiemy już, że w Polsce nie ma rynku dla ubrań projektantów. Jak ktoś ma pieniądze, wyda je raczej na ciuch ze znaną metką, nie na pojedynczy projekt, jakkolwiek by on był oryginalny.
Rzecz, która ubiera
Z podobnymi problemami boryka się Joanna Klimas,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta