Miasto chce zarabiać na cudzej ziemi
165 tys. zł ma zapłacić mieszkanka Białołęki za podział działki. Takie opłaty pobiera tylko jej dzielnica. Teraz miasto chce je wprowadzić wszędzie
Kwota, którą ma zapłacić Elżbieta Majlert, to tzw. opłata adiacencka – podatek od wzrostu wartości nieruchomości. Może on wynikać z miejskich inwestycji, np. wybudowania drogi czy doprowadzenia kanalizacji. Ale zwyżka może być też efektem podziału dużego pola na działki budowlane, np. po odrolnieniu ziemi w planie zagospodarowania. Zgodnie z obowiązującym prawem gmina może wtedy zażądać 30 proc. sumy, o którą zwiększyła się wartość ziemi.
Grunt pani Elżbiety zdrożał, bo podzieliła 5 ha na działki budowlane i wydzieliła teren pod drogi. W przyszłości chce sprzedać ziemię deweloperom.
– Ale na razie pole nadal jest polem, nikt mi tu nie doprowadził wody czy kanalizacji ani drogi nie zbudował. Właściwie nie wiem, za co mam płacić – denerwuje się.
W podobnej sytuacji jest wielu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta