Gabinety, czyli populizm i pokazucha
Jeśli szef resortu nie chce ograniczyć się do ceremonialnego panowania nad nim, to musi mieć zaufanych współpracowników – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”
W zasadzie wszyscy politycy prześcigają się w krytyce instytucji gabinetów politycznych i snuciu planów ich likwidacji. To zjawisko charakterystyczne dla obecnej Polski. Po pierwsze dlatego, że całą sprawę sprowokował jeden tekst z „Gazety Wyborczej". Mamy więc do czynienia z kolejnym przykładem reaktywności klasy politycznej, która sama nie potrafi kreować tematów debaty, reaguje tylko na działania mediów. Po drugie zaś dlatego, że – podobnie jak w innych wypadkach – na podrzucane przez środki przekazu tematy reaguje za pomocą podlewania benzyną populistycznego ogniska.
Mechanizm ten ćwiczymy nie po raz pierwszy. Reakcją na obnażenie patologii – czasem realnych, czasem mniemanych – jest z reguły potok pomysłów, których celem ma być ograniczenie możliwości pojawiania się tych patologii, ale które zarazem (bo politycy dobrze wiedzą, co się ludziom podoba) formułowane są w sposób celowo demagogiczny. Rosjanie mówią o takich działaniach pokazucha. Dla kogoś, kto przez lata obserwuje mechanizm polskiego życia politycznego, pokazucha tego rodzaju to już nudna rutyna – od np....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta