Radość na krańcach przedmieść
Na wiecu Baracka Obamy panuje atmosfera radosnego podniecenia. Jego zwolennicy są przekonani, że historyczne zwycięstwo jest w zasięgu ręki
W chłodne październikowe popołudnie nad cichymi zwykle uliczkami wokół parku imienia Idy Lee w miasteczku Leesburg unosi się odległy męski głos. Z oddali nie słychać, co mówi mężczyzna przez ustawione w parku głośniki, ale charakterystyczna intonacja nie pozostawia wątpliwości: to Barack Obama. W parku zaczął się właśnie jego wiec.
– Jak mułła wzywający na modlitwę – rzuca młody mężczyzna stojący przed domem oznakowanym tablicami kampanii McCaina. – Cholerni demokraci, nawet postać spokojnie na ulicy przez nich nie można – denerwuje się i wraca do domu, zatrzaskując drzwi.
Położony o godzinę drogi samochodem od Waszyngtonu Leesburg stał się w ostatniej dekadzie sypialnią stolicy. Takie odległe sypialnie złożone z jednorodzinnych domów i zamieszkane przez klasę średnią nazywa się w Ameryce eksurbiami, by podkreślić, że znajdują się jeszcze dalej od miasta niż suburbia. ...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta