Rewolucjonista Ornette Coleman
Jak brzmiałby dziś jazz, gdyby Ornette Coleman nie zaczął grać na saksofonie? Z pewnością byłby uboższy o swobodne improwizacje i melodykę tak charakterystyczną dla jego muzyki.
50 lat temu wydał pierwszą płytę „Something Else!!! The Music of Ornette Coleman”. Dziś 78-letni saksofonista i kompozytor jest nie mniej twórczy niż kiedyś, choć już nie tak szokujący. Zdążyliśmy przyzwyczaić się do jego dźwięków, jakże dalekich od głównego nurtu jazzu. Jednak dopiero teraz odbiera należne mu honory: nagrodę Pulitzera za ostatni album „Sound Grammar” i Grammy za całokształt twórczości. Wszystkie swoje koncerty mógłby publikować na płytach, bo każdy jest inny, każdy fascynujący.
Zawsze inny
Najciekawsze jest to, że Coleman od początku grał inaczej niż wszyscy. Pierwszy saksofon dostał od matki, kiedy miał 14 lat. Studiował samouczek do gry na pianinie, bo taki wpadł mu w ręce. Grywał z lokalnymi zespołami rhythmandbluesowymi. Z zespołem Pee Wee...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta