Idziemy w życie bez trwogi...
Przez cały 1948 r. trwały obławy na oddział, w które zaangażowane były cztery powiatowe urzędy bezpieczeństwa publicznego, bezpieka z Krakowa oraz wojska KBW. Uderzały one jednak w próżnię
Śmierć Józefa Kurasia „Ognia" była ogromnym ciosem dla podziemia niepodległościowego na Podhalu. Wydawało się bowiem, że bez charyzmy i autorytetu tego dowódcy kontynuowanie działalności zbrojnej na tym terenie nie będzie możliwe. Jak się jednak okazało, jego śmierć nie złamała ducha oporu i już wiosną 1947 r. powstał oddział partyzancki „Wiarusy".
W skład zorganizowanego w połowie 1947 r. oddziału weszli zarówno dawni podkomendni „Ognia", jak też ludzie nowi, często związani podczas okupacji z Armią Krajową i Batalionami Chłopskimi. Wielu z nich skorzystało wcześniej z amnestii, a następnie było szykanowanych przez komunistów pod zarzutem „zatajenia" części swojej działalności. Zdarzały się też wypadki zabójstw ujawnionych „ogniowców" przez funkcjonariuszy UB. Decyzja o tym, czy zginąć „podczas próby ucieczki", z wyroku komunistycznego sądu albo w walce, z bronią w ręku, była dla żołnierzy podziemia oczywista. W ten sposób w szeregi „Wiarusów" wstępowało coraz więcej partyzantów, a o działalności grupy zaczęło być głośno w całym ówczesnym woj. krakowskim. Jak po latach pisali funkcjonariusze bezpieki: „Banda »Wiarusy« w stosunku do bandy »Ognia« była grupą ilościowo znacznie mniejszą, bo stanowiła zaledwie jedną dziesiątą część. Była jednak nie mniej groźna"....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta