Brzmienie nadaje sens życiu
Wybitny saksofonista opowiada o inspiracjach i poszukiwaniach. W niedzielę zagra w Polsce
Rz: Kiedy postanowił pan zostać muzykiem?
Ornette Coleman: Zawsze lubiłem słuchać muzyki, ale chciałem też grać. Prosiłem matkę o instrument, jednak stale brakowało pieniędzy. – Kupię ci – powiedziała – kiedy trochę odłożymy. Aby jej pomóc, zostałem czyścibutem i przez cztery lata przynosiłem zarobione pieniądze. Tuż przed liceum, kiedy miałem 15 lat, matka dała mi odłożoną sumę. Byłem szczęśliwy, mogłem wreszcie kupić wymarzony saksofon altowy. Pamiętam, że kiedy zacząłem na nim grać, wydawało mi się, jakbym to robił od zawsze. Ale wiedziałem, że to dopiero początek i muszę się uczyć. Zacząłem szukać książek, dużo ćwiczyłem. Dziś myślę, że pozwalając mi na kupienie saksofonu, matka uratowała moje życie.
Próbował pan kogoś naśladować?
Znałem już wielu muzyków, każdy był lepszy ode mnie, więc pytałem o wskazówki, przesiadywałem z nimi, chodziłem na koncerty. To były moje lekcje muzyki. Chciałem grać cokolwiek, nieważne co, nieważne z kim. Ponieważ wychowywałem się w Fort Worth w Teksasie, spotykałem najróżniejszych muzyków. Tam mieszały się idee, style, rasy.
Kiedy spostrzegł pan, że gra inaczej niż wszyscy?
W różnych zespołach szukałem brzmień, harmonii, po których byłbym rozpoznawany. Już w dzieciństwie, kiedy tylko słuchałem, zwracałem uwagę na to, czym gra jednego saksofonisty różni się od drugiego. Gdy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta