Skręt z watą cukrową
Z jednej strony wesołe miasteczko Tivoli. Z drugiej – enklawa hipisowskiej wolności Christiania. A w środku browar, który poi bywalców jednego i drugiego
O zmroku rozbłyskują w Tivoli – na dachach chińskich pagód i fasadach mauretańskich pałaców – tysiące kolorowych żarówek i lampionów. Nad karuzelami, na których kręcą się koniki jak z jarmarku, wznosi się niebotyczna stalowa konstrukcja – mierząca 80 m najwyższa karuzela na świecie, z której można podziwiać panoramę Kopenhagi. Niedawno sprowadzony symulator lotu, osiągnięcie XXI-wiecznej techniki, sąsiaduje ze strzelnicami, w jakich jeszcze pradziadowie dzisiejszych Duńczyków popisywali się celnym okiem przed swymi wybrankami.
Zapach waty cukrowej miesza się tu ze swądem popcornu, a wyrafinowane technologie – ze staroświeckim klimatem przeszłości i prowincji. I wszystko to układa się w dziwnie harmonijną całość.
„Duńczycy kochają Tivoli jak zwierciadło, w którym mogą się przezierać" – twierdził Jarosław Iwaszkiewicz w „Gnieździe łabędzim", napisanej kilkadziesiąt lat temu opowieści o Danii. I dodawał bez uszczypliwości, że świadczy to o ich „dziecinnych upodobaniach".
Jednak jeden z najstarszych parków rozrywki na świecie to nie tylko ważna część dzieciństwa każdego z mieszkańców Kopenhagi, ale także duszy wszystkich Duńczyków. Nie przypadkiem, gdy w 1943 r. duński ruch oporu zatopił u wejścia do kopenhaskiego portu statek, by utrudnić Niemcom rekwirowanie innych jednostek pływających, grupa nazistów wysługujących...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta