Traktował widza jak partnera, który współtworzył jego rolę
Rzadko się zdarza, by człowiek za życia stawał się legendą. A tak właśnie było z Gustawem Holoubkiem.
Przede wszystkim był genialnym aktorem. Miał też znaczące osiągnięcia jako reżyser. Tworzył role zgodnie ze swoimi psychofizycznymi predyspozycjami, akcentując osobisty stosunek do postaci – bardziej będąc sobą, niż wcielając się w nie. Protestował przeciw określaniu jego gry jako „intelektualnej”.
– Jestem szczerze rad, gdy ktoś dostrzega, że myślę – mówił przed laty w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. – Ale intelektualistą dla mnie jest ktoś, kto chce dotrzeć do prawdy, rozwiązując problemy życiowe prawie wyłącznie za pomocą mózgu. Przypisywana mi cecha intelektualisty wynika prawdopodobnie z tego, że na scenie staram się sprostać zapotrzebowaniu widza i być z nim w ciągłym kontakcie. Co nie oznacza, że chcę mu schlebiać, bo biorę pod uwagę jego – często nie najlepszy – gust. Chciałbym jednak zapytać go o zgodę na moją interpretację – czy jestem dostatecznie zrozumiały i sugestywny – bo traktuję widza jak partnera, który w pewnym sensie współtworzy moją rolę. Do tego celu posługuję się jednak inteligencją,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta