Napiwki w czasach kryzysu
Mimo wysokiego bezrobocia i niemrawego wzrostu gospodarki Amerykanie jak co roku sięgają do portfeli, by przed świętami Bożego Narodzenia podziękować swojemu fryzjerowi, listonoszowi, portierowi, gosposi czy psychoterapeucie
Od końca listopada, gdy w domach pojawiają się pierwsze choinki, Amerykanie zaczynają zastanawiać się nie tylko nad tym, jakie prezenty kupić najbliższym. Tradycyjne pytanie zadawane w bożonarodzeniowym sezonie w magazynach ekonomicznych, na portalach i forach internetowych brzmi również: ile pieniędzy powinno się dać w danym roku w ramach świątecznego napiwku?
I jak to zwykle z takimi pytaniami bywa, gdy zapytamy o radę dziesięciu znajomych, dostaniemy dziesięć różnych kwot. Na szczęście sprawą napiwków zajmują się też profesjonaliści.
– Przeważnie obowiązuje zasada, że przedświąteczny napiwek powinien mieć wartość jednej usługi. Jeśli więc obdarowujemy gosposię, która raz w tygodniu przychodzi posprzątać nasz dom, powinniśmy dać jej równowartość cotygodniowego wynagrodzenia. Jeśli świąteczny napiwek zostawiamy osobistemu trenerowi, to powinien on mieć wartość jednej sesji treningowej, fryzjerowi damy zaś tyle, ile kosztuje jedno strzyżenie – tłumaczy Peter Post, dyrektor „The Emily Post Institute”, autor pięciu książek o etykiecie w biznesie, golfie i życiu prywatnym, który wątpliwości dotyczącego dobrego zachowania rozstrzygał m.in. w CNN, „Wall Street Journal”, „New York Timesie” czy tygodniku „Time”.
– Świąteczne napiwki dajemy tym usługodawcom, którzy są ważni w naszym życiu i z których usług jesteśmy zadowoleni – mówi Post. – Nie musimy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta