Mam już tej musztardy powyżej uszu...
Zagranicznym biznesmenom uczącym się polskiego największą trudność sprawiają... liczebniki. Najgorsze z nich to trzydzieści, czterdzieści.
Bezlitosna jest też oczywiście polska flora w postaci trzciny, nie wspominając o faunie, czyli chrząszczach i dżdżownicach. Jeśli dodać do tego podobieństwo wejść i wyjść czy papieru i papierosów, to nie należy się dziwić, że tworzą oni nowe polskie powiedzenia.
Mathieu Giguere, dyrektor Grupy Rynków Kapitałowych w Cushman & Wakefield, francuskojęzyczny Kanadyjczyk, po raz pierwszy przyjechał do Polski dziesięć lat temu na staż studencki organizowany przez AISEC.
– W polskim trudna jest i wymowa, i gramatyka. Okropne słowa to chrząszcz, dżdżownica, nauczyciel, a także nazwy własne, np. plac Na Rozdrożu – wylicza Giguere.
Na początku nie miał motywacji, żeby uczyć się polskiego, ale szybko się to zmieniło, gdy poznał swoją przyszłą żonę, Polkę. Rok później przyjechał tu na stałe i przeszedł uniwersytecki kurs języka dla cudzoziemców. Przede wszystkim jednak uczył się w praktyce. – Oczywiście można w Polsce robić biznes, operując tylko angielskim, francuskim czy niemieckim, ale to nie to samo. Teraz Polska to mój dom. Właśnie urodził się nam drugi syn.
Z polskiego postawiłby sobie 3, głównie dlatego, że mówi i czyta, ale nie pisze po polsku. Nie ma wątpliwości, że polski jest dużo trudniejszy od angielskiego, który też był dla niego drugim językiem.
Na szczęście są wyrazy, które brzmią jak francuskie, np....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta