Aktor nie może być kserokopiarką
Z Krzysztofem Stelmaszykiem rozmawia Jacek Cieślak
RZ: Artyści to są bardzo szczęśliwi ludzie – mówi pana bohater w „Przyjęciu” Mike’a Leigha. Są czy nie?
Krzysztof Stelmaszyk: Muszę opowiedzieć o moim bohaterze i autorze sztuki, który bardzo trafnie diagnozuje rzeczywistość. Pokazuje małżeństwo z klasy średniej przekonane, że osiągnęło prawie wszystko. Ma już piętrowy domek z ogródkiem i skórzaną kanapę z najwyższej półki. Tymczasem to są ludzie puści, cała bieda polega na tym, że o tym nie wiedzą. On jeszcze czegoś pragnie – wiesza w centralnym miejscu salonu kopię obrazu van Gogha, chwali się kolekcją oprawionych w skórę dzieł Dickensa i Szekspira, słucha V symfonii Beethovena. Myśli, że artyści są wolni i szczęśliwi, bo sam jest nieszczęśliwy. Wzbiera w nim cholesterol i go zabija.
Sztuka wydaje się niepozorna – niby telenowela, tymczasem portretuje ludzi, których można nazwać współczesnymi Makbetami. Jakie czasy, tacy bohaterowie: nie mają dzieci i uprawiają zbrodnie towarzyskie, zadręczając sąsiadów swoimi nieszczęściami. Obserwuje pan takie wampiryczne typy wokół siebie?
Nie wchodzimy do domów, które budują się wokół Warszawy i w całej Polsce. Nie poznajemy ich mieszkańców tak dobrze jak w spektaklu, jednak rosnąca liczba zawałów i tłok w galeriach handlowych pokazują, że styl życia oparty na konsumpcji dotarł już do nas na dobre....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta