Ojciec Alex
Doki Glasgow nauczyły go bić się o swoje, a futbol – że kto się cofnie, przegrywa. Alex Ferguson chce w finale Ligi Mistrzów poprowadzić Manchester United tam, gdzie nikt przed nimi nie dotarł. A potem na kolejną wojnę
Jest futbolowym zabytkiem klasy zero i nie chodzi o wypominanie mu wieku. Bo jego apetytu na życie, triumfów i kolejnych kłótni wystarczyłoby dla kilku 68-latków. Śmieje się z pytań, czego jeszcze może chcieć trener, który wygrał wszystko: – Wygrać wszystko jeszcze raz – odpowiada, żując gumę z takim zacięciem, jakby i w żuciu z kimś rywalizował. Depresje, syndromy wypalenia i wszelkie możliwe trenerskie choroby wymyślono dla innych. Tacy jak on nigdy się nie nudzą. Jest tyle tytułów do wywalczenia, milionów do zarobienia, hiszpańskich win do odkrycia, koni wyścigowych do kupienia.
Brytyjscy dziennikarze mogliby o Fergusonie napisać to, co holenderscy piszą o Leo Beenhakkerze: umrze na boisku. Ale pewnie nie napiszą, bo strach. Sir Alex – jak mówią – kolekcjonuje urazy tak jak inni znaczki. Telewizję BBC bojkotuje od kilku lat, odmawiając jej pomeczowych wywiadów, bo zarzuciła jednemu z jego trzech synów, Jasonowi, menedżerowi piłkarskiemu, że żyje z prowizji od transferów dokonywanych przez ojca.
Konferencje prasowe z nim to saperska robota. Jedno niemądre pytanie i zza stołu leci porcja przekleństw. Swojego cierpkiego poczucia humoru zawsze lubił używać w złej sprawie. –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta